Header decorative image
Kir Żałobny

Specyficzny dyrektor

Specyficzny dyrektor

Siostra Teresa de Ville znalazła się wśród odznaczonych przez Prezydenta RP złotym medalem za długoletnią służbę. Jest dyrektorem Domu Pomocy Społecznej dla Osób Przewlekle Psychicznie Chorych w Rudzie Śląskiej – Kochłowicach, w którym już od 1905 roku siostry ze zgromadzenia św. Karola Boromeusza pomagały opuszczonym, chorym i dzieciom, a obecnie opiekują się kobietami dotkniętymi chorobami psychicznymi.

Jak siostra trafiła do Kochłowic?
W 1973 roku złożyłam pierwsze śluby i zaczęłam pracować w domu pomocy społecznej dla dzieci upośledzonych, właśnie tutaj, w Kochłowicach. Po czterech latach matka generalna przeniosła mnie do Siemianowic, a od 1980 roku jestem w tym domu pomocy społecznej. Najpierw jako magazynierka, potem księgowa, a od 1990 roku jako dyrektor.

Dlaczego akurat zgromadzenie św. Karola Boromeusza?
W miejscowości, z której pochodzę, były siostry boromeuszki, prowadziły działalność charytatywną, pielęgnowały chorych. A ja już jako młoda dziewczyna wiedziałam, że chcę służyć najbardziej potrzebującym. I chociaż w mojej rodzinie są siostry w innych zgromadzeniach, to wybrałam właśnie boromeuszki.

Prowadzi siostra dom o ponad stuletniej tradycji. Czy to ułatwia pracę?
Nasz dom wybudował patron pobliskiej ulicy, ks. proboszcz Ludwik Tunkel, aby można było prowadzić tu działalność dla najbardziej potrzebujących, zgodnie z charyzmatem naszego zgromadzenia - „Bóg i ubodzy”. Wówczas sióstr było o wiele więcej, w tej chwili jesteśmy tylko trzy.

Stulecie działalności przyniosło wielkie wyzwanie – konieczność spełnienia unijnych standardów. Jak sobie siostry z tym poradziły?
Rzeczywiście, był to duży wysiłek, ale rejestrację uzyskaliśmy jako jedni z pierwszych. Aby spełnić wymagania podjęliśmy się budowy domu rehabilitacyjnego. Oprócz sali terapii zajęciowej i rehabilitacji, znalazły się tam również klauzury sióstr, dzięki czemu w starym budynku zyskaliśmy więcej pokoi, mamy teraz 53 miejsca. Nowy budynek stanął bardzo szybko, głównie dzięki pracy charytatywnej. Oprócz naszego personelu zaangażowały się całe rodziny. Chociaż przez pewien czas opóźnił nas brak funduszy, samo przygotowanie terenu było bardzo drogie ze względu na szkody górnicze. W 2001 roku dom został poświęcony przez księdza proboszcza.

Ale stary budynek również nie wygląda tak, jak przed wiekiem?
Ociepliliśmy go, wymieniliśmy stolarkę okienną, zainstalowaliśmy windę dostosowaną do potrzeb niepełnosprawnych i centralne ogrzewanie gazowe. Bardzo nam pomogło zaangażowanie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. W ogóle otrzymaliśmy dużo pomocy. Nawet z mojej rodzinnej miejscowości znajomy, który prowadzi cegielnię, dostarczył dwa transporty cegieł.

Współpracownicy podkreślają, że siostra ciągle jest w ruchu i nigdy nie osiada na laurach. Czy nie czas trochę sobie "odpuścić"?
Czasu mamy mało, więc nie należy zwlekać. Ja to w ogóle jestem taki specyficzny dyrektor, co jak potrzeba, to i węgiel zrzuci. Tak mnie zresztą kiedyś zastała obecna pani prezydent, która jeszcze jako dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej odwiedziła nasz dom.

Jak wygląda dzień w waszym domu?
Po śniadaniu odbywa się rehabilitacja przyłóżkowa, prowadzona przez magister rehabilitacji, popołudniu dalsze zajęcia w sali rehabilitacji i terapii zajęciowej. Mieszkanki mają też wolny czas, w którym często się modlą.

Co jest najważniejsze w waszej pracy?
Najważniejsze jest właśnie to, że to tak naprawdę nie jest praca, tylko służba drugiemu człowiekowi. Staram się przypominać o tym personelowi domu. Zwłaszcza, że nie mogą liczyć na wynagrodzenie adekwatne do wysiłku, który tu podejmują. Ale najlepszą zapłatą jest wdzięczność naszych podopiecznych, a satysfakcję czerpiemy z tego, że jesteśmy potrzebni drugiemu człowiekowi.

Pomoc ludziom z problemami psychicznymi wymaga szczególnej wrażliwości?
Mieszkanki, które do nas przychodzą, są często zamknięte w sobie, ale po jakimś czasie zaczynają budować wspólnotę, którą chciałabym nazwać rodziną. Przy chorobach przewlekłych trzeba liczyć się z tym, że sytuacja często się zmienia – jeden dzień jest bardzo dobry, a nazajutrz jest zupełnie inaczej. Największy problem jest w przypadku osób, które są tu umieszczane przez sąd. A wiadomo, że każdy chciałby być w swoim domu, nawet jeśli ma tam gorsze warunki. Moim marzeniem jest właśnie to, aby każdy tutaj ten dom znajdował i był tu szczęśliwy.

Wróć

Prześlij opinię

Na skróty

Zapisz się na newsletter