Header decorative image
Kir Żałobny

Rudzki chirurg na Czarnym Lądzie

Rudzki chirurg na Czarnym Lądzie

- To był przypadek. Przeglądając Facebooka natrafiłam na ogłoszenie Polskiej Misji Medycznej na wypad zawodowy do Ugandy i tak to się zaczęło – tak o rozpoczęciu swoich misji w Afryce mówi dr Renata Popik, która na co dzień jest chirurgiem w Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej. Lekarka wróciła kilka dni temu z Kamerunu, gdzie spędziła 4 tygodnie. W ciągu miesiąca wraz z dwójką innych doktorów wzięła udział w blisko 70 operacjach. Pacjentami byli głównie zatrudnieni przy wyrębie lasu Pigmeje. Misję zorganizowała Fundacja "Redemptoris Missio".

Dr Renata Popik pracowałą w szpitalu misyjnym w miejscowości Salapoumbe w Kamerunie. Znajduje się ona w środku równikowego lasu. Na miejscu operowała przez 10 dni wszystkich potrzebujących pomocy wraz z  innym chirurgiem oraz anestezjologiem z Polski. Zabiegi były zaplanowane od rana do późnych godzin wieczornych.

Sama podróż lekarzy trwała prawie siedem dni. Po raz pierwszy spotkali się na lotnisku w Warszawie, skąd polecieli do Turcji, z której wyruszyli prosto do Afryki. Specjaliści nie mieli łatwo. - Nasze bagaże zaginęły i docierały do nas „na raty”. Nie chodzi o rzeczy prywatne, bo bez tego mogliśmy się obejść. Jednakże każdy z nas miał w walizce narzędzia lekarskie i leki, które były niezbędne. Dopiero po dwóch dniach od wylądowania dotarły do nas dwie walizki, po trzech, czterech docierały kolejne – relacjonuje dr Popik.

Oprócz swojego sprzętu lekarze mieli również gaziki, leki, materiały opatrunkowe i narzędzia, które zostały wysłane w kontenerach kilka miesięcy przed ich wyjazdem. Na miejscu prąd pobierany był tylko z generatora, a sprzęt, którym dysponował szpital, pozostawiał wiele do życzenia. - Budynek istnieje, funkcjonuje, ale np. pod umywalką, gdzie była operacja, siedzi karaluch wielkości małego kota, a w pudełku z gazikami buszuje jaszczurka. Sala, w której operowaliśmy, nazywała się blokiem operacyjnym, jednak odbiegało to od polskich standardów sanitarnych, od jakichkolwiek standardów – wspomina rudzka lekarka.

Pacjentami polskich lekarzy byli głównie zatrudnieni przy wyrębie lasu Pigmeje. Narażeni na noszenie dużych ciężarów, bardzo często zgłaszali się do polskich chirurgów z przepukliną. Mieszkańcy Afryki przemierzali czasem kilkanaście kilometrów, by otrzymać opiekę specjalistów. Najmłodsi pacjenci mieli czasami po 2 albo 3 przepukliny. – To, co byliśmy w stanie zrobić, to robiliśmy. W Polsce normalnie nie załatwia się wszystkiego podczas jednej operacji. Jednak tam, jeśli my tego nie zrobimy, to nie zrobi tego nikt inny. Jeżeli była tylko taka wola ze strony rodziców, to robiło się wszystko naraz – wyjaśnia dr Renata Popik. - Tam nie jest tak, jak u nas. Pacjenci sami musza wejść na blok operacyjny, a potem na stół. Nie jest ważne czy mają ostre zapalenie brzucha czy przepuklinę. Ci ludzie mają w sobie taką siłę, że rano zoperowany człowiek po południu chodzi gdzieś po szpitalu, a za dwa dni idzie do domu – wspomina.

Doktor Renata Popik nie zamierza rezygnować z pomocy najbardziej potrzebującym. – Myślę o kolejnych wyjazdach tego typu. Afryka zostaje w sercu – czy turystycznie czy zawodowo, bo gdzieś tam „łapie się tego bakcyla”. Na mnie „czarna” Afryka - ta prawdziwa, nie turystyczna, robi ogromne wrażenie – podkreśla.

Wróć

Prześlij opinię

Na skróty

Zapisz się na newsletter