90 lat pełne wspomnień
Franciszek Brzeziński – żywa legenda chebziańskiego dworca – świętuje swoje 90. urodziny. Dzisiaj nie wyobraża sobie, że mógłby obrać inną drogę rozwoju zawodowego. 45 lat przepracowane na kolei odbiło silne piętno na jego życiu oraz rozbudziło w nim pasję, o której trudno zapomnieć.
- Szanowni państwo, seniorzy w każdym społeczeństwie, a szczególnie w Rudzie Śląskiej, są bardzo ważnymi ludźmi, którzy zasługują na wyjątkowy szacunek. Państwo byliście dla nas drogowskazem i jesteście nadal - podkreślała Anna Krzysteczko, wiceprezydent Rudy Śląskiej podczas uroczystości urodzinowej jubilata zorganizowanej przez Dzienny Dom Pomocy Społecznej „Tulipan”. Szerokie grono osób złożonych z rodziny, przyjaciół, pracowników ośrodka, przedstawicieli miasta oraz Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej życzyło panu Franciszkowi wszystkiego co najlepsze, przede wszystkim zdrowia, pogody ducha, jak i ciągłej aktywności fizycznej, tak ważnej dla solenizanta.
Franciszek Brzeziński urodził się 2 października 1922 roku. Młodość spędził we wsi powiatu bocheńskiego. Na Śląsk, a dokładnie do Gliwic – jak sam mówi - trafił przez przypadek, uciekając przed niesprawiedliwością wojenną. W 1946 roku zatrudnił się na dworcu w Chebziu i choć z wykształcenia jest technikiem samochodowym, kolej zdominowała jego życie na kolejne 45 lat. Pan Franciszek początkowo pracował w odcinku drogowym, następnie w manewrach, na nastawni, w naprawie i jako dyżurny, po czym awansował na stopień zastępcy naczelnika, na którym pracował już do emerytury. Kiedy zaczynał pracę na dworcu jeździły jeszcze parowozy, był to okres rozkwitu i świetności chebziańskiej komunikacji kolejowej. Łącznie w przepracował 57 lat i jak sam o sobie mówi, swoją długowieczność zawdzięcza ciągłej aktywności oraz ruchowi.
Pan Franciszek lubi przebywać w towarzystwie, dlatego też od roku 2011 uczęszcza do Dziennego Domu Pomocy Społecznej „Tulipan”. Z łezką w oku wspomina stare czasy. Chwile ciężkie jakich doświadczył na kolei oraz te wesołe, takie jak coroczny dzień kolejarza i związana z nim zabawa. – Różne koleje życia przechodziłem przez te lata spędzone na dworcu – wspomina. – Nieraz denerwuje mnie to, że przedtem wszystko było tak elegancko. Porządek był, dyscyplina, no a potem wszystko poszło na marne. Teraz jednak jak miasto przejęło dworzec, to może coś się zmieni, ktoś będzie nad tym czuwał – dodaje.
Praca pana Franciszka odrywała ogromną rolę nie tylko w jego życiu, ale również w życiu jego bliskich. - 90 lat to okres długi, a zarazem krótki, wspomnienia przesuwają się jak kadry filmu – wspomina Bogusława Galos, córka pana Franciszka. - Jako przedszkolak spędzałam czas z obojgiem rodziców, ale stanowisko taty nie zawsze pozwalało na to, aby cały czas nam poświęcał. Dyżury i inne obowiązki zmuszały go do poświęcenia swego czasu pracy. Urlopy natomiast spędzaliśmy razem. Cieszę się, że mam tatę i życzę mu w zdrowiu stu lat – dodaje. W roku 1978 pan Franciszek został dziadkiem po raz pierwszy, kolejnego wnuka doczekał się dwa lata później. Dzisiaj jest również szczęśliwym pradziadkiem dla dwóch dziewczynek.
Ruda Śląska miesiąc temu wydzierżawiła od PKP budynek dworca na 5 lat. W tym czasie gmina będzie mogła wykonać prace remontowe obiektu, kolej zaś ureguluje stan prawny nieruchomości, co umożliwi przygotowanie jej do zbycia miastu. Na początku wyremontowana zostanie główna hala dworcowa oraz sanitariaty. Jak na razie miasto rozważa dwa pomysły wykorzystania pomieszczeń dworca – przeznaczenie dla młodzieży i pod działalność charytatywną oraz wykorzystanie części wnętrz budynku jako przestrzeni artystycznej. Zdaniem władz samorządowych jedna funkcja nie wyklucza drugiej. Nie mogą one jednak zakłócać podstawowego przeznaczenia budynku, czyli komunikacyjnego.